reklama
reklama

Miłość nie zna czasu ani granic – Prawie po 70 latach odnalazła grób ojca [WYWIAD]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Luba Michalczuk Nikołajewna jest szanowanym lekarzem i mieszka w Petersburgu. Od dziesięciu lat Sanok jest jej drugą ojczyzną. Dlaczego? Dlatego, że tu spoczywa część jej serca, tu odnalazła grób swojego ukochanego taty.
reklama

Jak rozpoczyna się ta historia?

Oj to nawet nie historia a bajka, która była trudna ale jak każda bajka miała swoje szczęśliwe zakończenie.
Mój ojciec, Mikołaj Hetmański Nazarewicz w 1944 roku stacjonował wraz ze swoim oddziałem Armii Czerwonej w Tyrawie Wołoskiej. Podczas walk, 13 października został ranny i przetransportowany do sanockiego szpitala. W szpitalu leżał miesiąc w stanie ciężkim i niestety zmarł. Wiedzieliśmy, że stało się coś złego, ponieważ regularnie korespondowaliśmy ze sobą, a ostatni list od ojca był z datą 12 października, w którym wspominał że szykuje się na trudny bój. Później była cisza. Nadeszła wreszcie wiadomość, smutna wiadomość, że ojciec niestety zginął w czasie bitwy w Tyrawie Wołoskiej. Ciężko było uzyskać jakiekolwiek dokładniejsze informacje.
- Pamiętam, że wtedy przychodziły do ludzi depesze w których pisało jedynie „Zginął. Przepadł bez wieści” – wspomina Luba. Nie chciałam zostawić tego, chciałam za wszelką cenę odszukać grób ojca.

Jak zaczęła Pani poszukiwania? Od czego?

Szukaliśmy go bardzo długo, dlatego że wpierw nam przysłali takie zawiadomienie, że został pochowany na Ukrainie – Drohobycieska Oblast Sakonski Rajon wieś Terevo. Szukaliśmy całe życie i nic nie mogliśmy znaleźć. A potem w 2010 roku postanowiłam pojechać na Ukrainę i w archiwach poszukać – że może zostały zmienione nazwy wsi i dlatego nic nie znaleźliśmy. W archiwach nic nie znalazłam, niczego tam nie było na temat mojego ojca.  Nie poddawałam się. Poszłam do Czerwonego Krzyża – tam Larisa Mihalna Harikova ku mojej radości znalazła przez internet szczegółowe dane, na temat ojca, nawet numery dowodów, adres żony (mojej mamy), to gdzie służył, że był ranny, leżał w szpitalu w Sanoku i że został pochowany w Tyrawie Wołoskiej  w 33 mogile.

Rozumiem, że była ogromna radość, że coś wreszcie udało się ustalić?

O tak, od razu pojechałam do Petersburga załatwiać wizę do Polski. Gdy ją otrzymałam od razu wyruszyłam w podróż. W Lwowie byłam o północy a do Przemyśla dotarłam o 2:00 nad ranem.
Szłam po peronie, i natknęłam się na kobietę, która sprawdzała dokumenty. Zapytałam jej jak dojechać  z Przemyśla do Sanoka ale kobieta nie wiedziała. Odeszłam kawałek, myślę co teraz? Zimno, ciemno, języka nie znam… a tu dobiega mnie głos tej kobiety - ona krzyknęła, że do Sanoka to tylko stąd autobusem mogę dojechać. Chyba się zorientowała, że nie wiem co robić, bo podeszła i powiedziała, żebym poszła w podziemia, tam się świeci, jest tam kawiarnia i tam mogę poczekać do rana na autobus do Sanoka. Weszłam do tej kawiarni, młoda dziewczyna, barmanka coś bardzo szybko po Polsku powiedziała i poszła. Patrzę, nikogo tylko ja i jacyś trzej mężczyźni siedzą i oglądają telewizję.  Podeszłam do nich i zapytałam czy znają rosyjski. Jeden z nich ku mojej radości odpowiedział ze zna. – Powiedz mi co ta Pani młoda powiedziała jak weszłam? – Że za 15 minut zamyka bar.

Zmartwiłam się gdzie teraz do rana przeczekam. Było -10 stopni mrozu. Zobaczyłam że Ci Panowie z baru gdzieś idą i zapytałam czy mogę z nimi pójść. Zabrali mnie ze sobą do takiego budynku naprzeciwko dworca (dworzec był wtedy w remoncie pamiętam), tam sprzedawali bilety i tam poczekaliśmy do rana.

Wszystko pamięta Pani z takimi szczegółami, musiało to być ogromne przeżycie

Tak dziecko drogie, bardzo się bałam, byłam zagubiona w obcym kraju, ciemna, bardzo zimna noc, padał śnieg…
Ale nadszedł wreszcie ranek. To była niedziela. Pierwszy autobus do Sanoka odwołali a następny był dopiero po 12:00. Nie było wyjścia, już tyle czekałam to poczekam i do 12:00 pomyślałam.
Jest wreszcie autobus, nadjechał. Wsiadłam i tyle co się odrobinę zagrzałam, pamiętam dojechaliśmy do takiej rzeki a autobus się zepsuł. Pomyślałam, że tyle przeciwności losu ale trzeba walczyć i postanowiłam pójść na taksówkę. Jechał taksówką taki młody człowiek, przywiózł mnie aż do Tyrawy Wołoskiej, na miejsce. Zatrzymał się koło sklepu. Ucieszyłam się, myślałam że jest tam jakiś pomnik, aby nie tracić czasu od razu weszłam do tego sklepu i zapytałam młodziutkiej dziewczyny za ladą o pomoc. I tu znowu bariera językowa, młodziutka sprzedawczyni nie znała rosyjskiego. Zawołała mężczyznę i on mi pokazał gdzie jest cerkiew prawosławna ale prócz cerkwi nic tam więcej nie było.
 

Rozczarowanie… i co było dalej?

Postanowiłam, że wrócę do sklepu i poczekam na następny autobus do Sanoka. Po drodze spotkałam Henryka Nitkę (nie znałam go wtedy), który poinformował mnie, że groby żołnierzy rosyjskich znajdują się w Sanoku. Czyli dobry kurs obrałam. W Sanoku miałam zarezerwowany hotel na dwa dni. Po przyjeździe do miasta szłam ulicą, zimno padał śnieg ja sama samiuteńka i nagle patrzę idzie kobieta, coś do mnie mówić zaczęła a ja po rosyjsku odpowiadam. Nagle cud! Ona zaczyna mówić po rosyjsku! Mówi do mnie, że teraz nigdzie nie pójdę, że pójdę wpierw do niej do domu zagrzać się bo przemarzłam. Nie przyjmowała odmowy. Po drodze opowiedziałam jej moją historię i czego tu szukam. Gdy dotarłyśmy do domu, wyszłam do toalety a jak wróciłam stół już był zastawiony a na nim ciepły obiad. Moje zdziwienie było ogromne gdy przy stole zobaczyłam Henryka! Okazało się, że napotkany  wcześniej mężczyzna to mąż Krystyny, Krystyny Nitki, kobiety która zabrała mnie z ulicy pod swój dach.
 

To rzeczywiście niesamowity splot wydarzeń, chyba wreszcie raźniej się Pani zrobiło?

No jasne, poczułam się jakbym przyjechała do swoich znajomych. Gdy ja zajęłam się jedzeniem, Henryk z córką zasiedli do komputera i zaczęli szukać, dochodziły mnie tylko ich głosy, czytali coś o dywizji, potem o mogiłach i nagle Henryk wstał i mówi: Jedziemy póki widno jeszcze. Możesz to sobie wyobrazić? To w ogóle jak w bajce. Nic i nic a tu nagle rodzina, wieści o mogile, jakiś ślad…
Henryk wsadził nas do samochodu i pojechaliśmy na cmentarz wojskowy w Sanoku. Pamiętam, że dał nam takie kije i szukaliśmy mogiła po mogile. Wszystko zasypane śniegiem, odgarnialiśmy i czytaliśmy każdy grób, szukaliśmy 33 mogiły, bo tak wyczytał Henryk w komputerze. Wreszcie jest! Znalazł ją właśnie Henryk, okopaliśmy ją. Uczucie niesamowite, przerażenie mieszało się z żalem i radością nie potrafię nawet tych emocji opisać… (tutaj w oczach Luby pojawiły się łzy a głos się załamał). Mój tatuś tam był, po tylu latach go znalazłam.
 

Jak zakończył się ten dzień?

Krystyna powiedziała – ty pojedziesz do mnie do domu. A ja mówię: -  Ja na dwa dni przyjechałam. Do jutra jestem w hotelu. Przyszliśmy do hotelu, porozmawialiśmy i ona mówi do mnie – jutro ja przyjdę do ciebie o dwunastej godzinie. No ja pytań nie zadawałam, jak o dwunastej to o dwunastej.
Nazajutrz, zanim przyszła Krystyna, rano pobiegłam i kupiłam bożonarodzeniowy kwiat na grób taty.
Przychodzę, a ona już na mnie czeka w hotelu i mówi: - my z tobą pójdziemy do urzędu, trzeba to wszystko potwierdzić i dokładnie sprawdzić. W urzędzie Krystyna spotkała znajomych, po krótce opowiedziała im całą historię, wszyscy podziwiali i chwalili. Gdy weszłyśmy do archiwum dokumenty już na nas czekały, gdyż Krystyna zadzwoniła wcześniej z domu czego szukamy. Wertowałyśmy dokumenty i patrzymy w trzydziestej trzeciej mogile ojca niema. Tam jest kilka nazwisk ale jego nie ma. Ponieważ moja wiza się już kończyła musiałam wracać do Petersburga. Umówiłam się z rodziną Nitków, że przyjadę znów za rok. Oczywiście wymieniłyśmy się danymi teleadresowymi i przez cały rok miałyśmy ze sobą kontakt. Pomyślałam, że zlecę wykonanie tablicy pamiątkowej na mogiłę ojca w Rosji i stamtąd ją do Sanoka przywiozę. Krystyna w moim imieniu napisała do Czerwonego Krzyża, żeby potwierdzić dane mojego ojca - Mikołaja Nazarewicza. Nie było odpowiedzi.
 

Jak wyglądało Wasze spotkanie za rok?

Przede wszystkim przyjechałam już nie jako obca do innego państwa ale jak do rodziny. Bardzo nas wspólne rozmowy przez rok zbliżyły do siebie. Gdy wysiadłam z pociągu w Przemyślu już na mnie czekali. Pojechaliśmy razem na cmentarz zamontować tablicę na razie na 33 mogile, bo nie wiedziałam gdzie, nie było jeszcze pisma zwrotnego z PCK. Po tych słowach Luba zamyśliła się.
Wiesz co, tu jest pochowanych 3 tysiące ludzi – 90 mogił a odnalezionych, zidentyfikowanych tylko 50. Gdy przyjeżdżam chodzę na każdą… Wiesz jak to było w czasie wojny dziecko, jak ktoś szedł na wojnę to liczyła się rodzina, że może nie wrócić. Mówili tym co pytali o bliskich: - Jeśli poszedł w bój. Zginął. Przepadł bez wieści. Tak jak był ubrany. U mnie było inaczej tylko dlatego, że tata umarł w szpitalu, dlatego ja otrzymywałam rentę do osiemnastego roku życia po nim. Trzysta pięćdziesiąt rubli mi płacili. (znowu się pojawiają łzy w oczach Luby).
 

Kiedy przyszła wreszcie informacja z PCK?

Po dwóch latach przyszła odpowiedź PCK. Wówczas okazało się, że ojciec mój faktycznie został pochowany w mogile zbiorowej, ale nie oznaczonej numerem 33, tylko 10.
Po dwóch latach wraz z Krystyną i Henrykiem przenieśliśmy tablicę, którą przywiozłam z Rosji i umieściliśmy ją wreszcie tam gdzie było jej miejsce. Byłam spokojna, wreszcie osiągnęłam to, o co tak walczyłam prawie 70 lat. Poprzysięgłam, że nie spocznę dopóki tego nie zrobię i udało mi się to dzięki Krystynie i Henrykowi. To są cudowni ludzie, teraz są już moją rodziną. Już nie śpię w hotelu jak przyjeżdżam, śpię u Krystyny jak u swojej córki. Nie możemy się rozstać, wypuszczają mnie jak już muszą, zawsze w ostatniej chwili. Tak ciepłej atmosfery nie ma nawet czasem człowiek w prawdziwej rodzinie a tu obcy ludzie i tyle miłości i dobra dla obcej osoby.
 

Wspomniała Pani, że co roku przyjeżdża do Sanoka…kiedy?

Ojciec 13 września był ranny, a 14 października umarł.  Ja zazwyczaj przyjeżdżam albo we wrześniu, albo w październiku. W tym roku kończy mi się teraz wiza 3 września i dlatego przyjechałam wcześniej. Nigdy nie mam problemów, zawsze Polacy mi dają bezpłatną wizę. Dziesiąty raz byłam w tym roku. W zeszłym roku była (wiza) na dwa lata.
 

To w takim razie Polska, Sanok jest Pani drugą ojczyzną

O tak. Ja po prostu szalenie lubię Polskę. Ludzi i góry i rzeki i podwórza i wioski, te krajobrazy. Tak tu pięknie. No i najważniejsze tu spoczywa mój ojciec.
Nigdy nie przestanę być wdzięczna Krystynie i jej rodzinie za okazaną mi pomoc i wsparcie, gdyby nie oni w dalszym ciągu nie wiedziałabym, gdzie spoczywa mój ojciec. Mam 84 lata,  od 10 lat co roku odwiedzam Sanok i grób taty - I tak będę jeździć tu do Was póki starczy mi sił, jak długo pozwoli mi na to zdrowie, a gdy już zaniemogę to proszę Was zapalcie za mnie znicz na mogile 10 przy tablicy Mikołaja Hetmańskiego Nazarewicza. (teraz obie się popłakałyśmy).

 

Po naszej rozmowie pojechałyśmy z Lubą na sanocki cmentarz, na grób jej ojca - emocje, nie do wyrażenia słowami...
Luba wyjechała a ja idąc cmentarzem, nie umiem jakoś ominąć mogiły nr 10.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama