reklama
reklama

Gdyby nie ogromny upór społeczników i wolontariuszy kot uwięziony w rurze by zginął [ZDJĘCIA, WIDEO]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Sabina Pępek

Gdyby nie ogromny upór społeczników i wolontariuszy kot uwięziony w rurze by zginął [ZDJĘCIA, WIDEO] - Zdjęcie główne

foto Sabina Pępek

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Dziesięć trudnych dni trwała akcja ratowania kotka z rury ciepłowniczej w Rzeszowie. Kiedy jeszcze w sobotę, 30 października, wydawało się, że nie ma już żadnych możliwości, determinacja społeczników i wolontariuszy spowodowała, że trzy dni później Ruruś - bo takie dostał imię, został uwolniony z magistrali. Przeczytaj o niezwykłej determinacji oraz szacowanych kosztach całej akcji. Poznaj także najnowsze wieści o Rurku.
reklama

Jeszcze w piątek nie było nadziei na uwolnienie kotka

Od 24 października, przez kolejne 10 dni, trwała akcja uwolnienia kota z rury ciepłowniczej w Rzeszowie. Pomimo heroicznej, trudnej akcji, prowadzonej przez służby miejskie i strażaków, dzielnie wspomaganych przez postronne osoby, w sobotę (30 października) wszelkie nadzieje na jej pozytywny finał spadły do zera.

Sytuacja była patowa, ponieważ prowadzenie prac w instalacji pod nasypem kolejowym, było niebezpieczne.

- Odcinek sieci ciepłowniczej pod wiaduktem umieszczony jest w grubej specjalnej rurze. Tego nie można rozciąć. Gdyby ktoś przeciął taką rurę, spowodowałby wyciek setek tysięcy litrów wrzącej wody, zalewając wszystko dookoła - wskazywali nam wtedy pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. 

- W niedzielę o 8 rano, kiedy byłam tam sama z koleżanką Anitą Żylińską poczułyśmy straszną niemoc. Służby odjechały, nie było pomysłów i nie było pomocy, a Ruruś cały czas z nami głośno rozmawiał

- mówi nam Sabina Pępek, która przez trzy ostatnie dni akcji ratunkowej była na miejscu, szukając wszelkich możliwych pomysłów, aby kotka uwolnić.

To wtedy na miejsce sprowadzono osobę z prywatną kamerką. Po wprowadzeniu wziernika (końcówki kamerki) do instalacji ciepłowniczej kotka zlokalizowano.

- Już wtedy wiedziałyśmy, że się nie poddajemy! - dodaje Sabina.

Wolontariuszki nie odpuściły!

Kiedy służby miejskie odjechały, na miejscu zostały tylko Sabina i Anita. Postanowiły wtedy jeszcze raz obejrzeć magistralę ciepłowniczą i teren wokół.

- Kiedy znalazłyśmy obok uchyloną studzienkę, zadzwoniłam ponownie do MPEC - opowiada Sabina.

Zdaniem naszej rozmówczyni, mógł to właśnie tamtędy kot mógł dostać się do instalacji cieplnej. Na miejscu ponownie pojawili się pracownicy służb odpowiedzialnych za magistralę ciepłowniczą. Determinacja kobiet i ich presja, doprowadziła do wznowienia akcji. 

- Niektórzy twierdzili, że kot wyjdzie sam, a my tylko naszym hałasem mu przeszkadzamy. Dodatkowo mnie to nakręcało, ponieważ z tą teorią w ogóle się nie zgadzałam. Byłam pewna, że musi nam się udać. Stworzyła nam się na miejscu grupa, która powiedziała, że nie odpuszczamy! - mówi dalej wolontariuszka.

Akcja ratowania kotka w Rzeszowie. Przełom miał nastąpić w poniedziałek

Ani w niedzielę, ani w poniedziałek, kotka nie udało się uwolnić.

- Chwilami pojawiała się nadzieja, a chwilami ona gasła i wtedy było ciężko - mówi Sabina. 

- Na miejscu pojawiali się kolejni społecznicy i wolontariusze, a wśród nich między innymi Monika i Artur Owsiany, Konrad Bałchan i wiele innych, którzy byli bardzo zaangażowani. Bardzo, naprawdę bardzo dużo, pomogła nam Ania Skiba (radna miasta Rzeszowa - przyp. redakcja), nie mówiąc już o Krzyśku Krawczyku, bez którego uważam, nie byłoby szczęśliwego zakończenia

- dodaje nasza rozmówczyni.

Akcja ratowania kotka

Pomimo wytężonej pracy służb miejskich oraz straży pożarnej, Ruruś siedział w rurze przez kolejne noce. W poniedziałek, 1 listopada, miał nastąpić przełom. Pomimo, że kotka widziano już niedaleko ludzi, jego uwolnienie nie było proste. System rur ciepłowniczych izolowany jest grubą warstwą specjalnego włókna. Pomiędzy izolacją, a rurą z ciepłą wodą, znajduje się specjalna konstrukcja metalowa. Sama przestrzeń sięga tam nie więcej niż 20-25 centymetrów.

Służby miejskie, straż pożarna i społecznicy pracowali cały kolejny dzień. Niestety, chociaż byli już bardzo blisko, akcję przerwał zapadający szybko mrok. 

- Najgorszy był poniedziałek wieczór, kiedy byliśmy już tak blisko i go widzieliśmy, a nie mogliśmy nic zrobić. Wieczorem, zostawiając go na kolejną noc, kiedy nadal głośno do nas wołał, serce nam pękało

- mówi Sabina Pępek.

Wolontariuszka: widok kotka spowodował, że łzy radości same popłynęły

We wtorek (2 listopada) od rana ponownie rozpoczęto działania ratownicze. Na miejscu ponownie pojawili się społecznicy, służby Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Rzeszowie oraz Ochotnicza Straż Pożarna ze Słociny.  Usunięto kolejne resztki izolacji termicznej oraz odgięto nieco blachę. Dopiero około godziny 13 nastąpił przełom. Kotek podszedł już tak blisko, że strażak chwycił go w ręce. 

- Te ostatnie minuty były niesamowicie emocjonujące. Krzyk radości i widok kotka spowodował, że łzy same płynęły. Na ten moment czekaliśmy!

- relacjonuje ostatnie chwile akcji ratowniczej Sabina

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu korso24.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama